Witam serdecznie i tych, których sprowadził mój blog www.mikaelson-family.blogspot.com, a także tych którzy zakręcili się tutaj w celu poczytania czegoś może nowego. Więc to co mam do powiedzenia tutaj na wstępie, to to, że poniższe opowiadanie jest to fan fiction z udziałem zespołu 30 Seconds to Mars. Opowiadanie leżało zamknięte w kompie około roku i dzisiaj tak postanowiłam dodać prolog, zobaczę jeszcze jak to się wszystko potoczy i czy będę je długo i sensownie prowadzić. Na pewno mam koncepcję, liczę tylko że nie przecenię swoich możliwości. Tak więc zapraszam do przeczytania prologu, który z zespołem narazie wspólnego nie ma nic, ale nie zrażajcie się.
Pozdrawiam,
Female Robbery
PROLOG
Carmen Rutherford średniego wzrostu dwudziestotrzyletnia dziewczyna o czerwonym kolorze włosów. Mieszkająca z przyjaciółką na przedmieściach Houston. Mimo przykrej przyszłości spotkanie z wokalistą słynnego zespołu odmienia jej sposób postrzegania pewnych spraw. Ale zacznijmy od początku...
8 LAT WSTECZ
- Mogłabyś chociaż raz pójść do szkoły bez robienie problemów? - spytała piętnastolatkę matka szykująca jej kanapki do szkoły.
- Może gdybym miała jakichś bardziej oddanych znajomych udałoby mi się to.-mruknęła zakładając trampki.-Dzisiaj wracam o 16.-powiedziała na odchodne biorąc kanapki ze stołu.
- Walnięte miasto, walnięta szkoła, walnięci ludzie, z którymi przyszyło mi być w klasie. - szeptała sama do siebie, gdy wpadła na jednego z chłopaków.
- Przepraszam... - powiedział pomagając jej wstać. - Czy ty jesteś siostrą Chrisa Rutherforda? - spytał przyglądając się jej.
- Zgadza się, jestem Carmen, dla przyjaciół Car. - powiedziała podając chłopakowi rękę.
- Jesteście do siebie podobni, chociaż nie..on jest brzydki, ty przepiękna. - szepnął odgarniając jej włosy z twarzy. Poczuła jak jej policzki barwią sie na różowo. W końcu to był chłopak, na którego leciała żeńska część szkoły, a on właśnie z nią zaczął flirtować.
***
- To dziwne, ale Brian powiedział mi żebym Cię wziął na domówkę do niego. - mruknął robiąc sobie kawę, gdy jego siostra sprzątała po obiedzie.
- Wpadłam dzisiaj na niego i poznaliśmy się.
- Jest moim kumplem, ale nie sadze by był dobrym kandydatem na chłopaka dla ciebie.
- Mam 15 lat...
- A on 19, prawie. - dokończył za nią. - Z wielką chęcią cie wezmę, w końcu jakieś życie towarzyskie zostanie dodane do twojej nudnej egzystencji.
Kolejny dzień. Szkoła, nudne lekcje. Siedziała w jednej ze środowych ławek ze swoja przyjaciółka Emily.
- Nie powinnaś tam iść. On nie ma zbyt dobrej reputacji.
- Jest bardzo dobrym uczniem. Jest sportowcem.
- Jest psem na baby. To Casanova jakich wielu w naszej szkole.
- To tylko plotki. - machnęła ręką uśmiechając się na samą myśl o nim.
- Obyś miała racje.
- Poszłabyś ze mną? - spytała Carmen patrząc jak przyjaciółka szkicuje jakieś postaci w zeszycie.
- Ktoś musi cie pilnować. - mruknęła.
Dzień w szkole dobiegł końca.
Jak zwykle w piątkowe popołudnia młodzież szkolna organizowała różne imprezy. Tak też było tym razem. Chłopak którym Carmen była oczarowana zdawał się nie odpuszczać jej na krok. Widziała zazdrosne spojrzenia dziewczyn ze szkoły. Poczuła się ważna.
- Weź to. - powiedział gdy stali w kuchni pijąc piwo.
- Co to? - spytała biorąc od niego mały foliowy woreczek z białą zawartością.
- Pomaga w nauce. Bardzo dobrze zdaje się dzięki temu testy. Gdy będziesz miała problemy z przyswajaniem materiału te proszki ci pomogą.
- To nie są...?
- Przestań, nie faszerowałbym Cię czymś takim. Zaufaj mi. - powiedział. Będąc pod wpływem alkoholu musnęła jego wargi składając na nich coraz namiętniejsze pocałunki.
-Jesteś cudowna...ale oboje wiemy ze nie wolno tak. Jesteś siostrą mojego kumpla zabiłby mnie za ten wybryk.-powiedział gdy prawie zabierała się do ściągania ubrań. Przytulił ją mocno. Poczuła się bezpieczna jak nigdy dotąd.
Kolejne tygodnie upływały bardzo szybko. Zbliżał się prawie koniec roku. Związek Carmen i Briana rozkwitał. Dostawała od niego biały proszek, nawet nie zdarzyła zauważyć kiedy zdążyła się od tego pomagającego w nauce specyfiku uzależnić. Zaczęło się od wciągania proszku przez szklaną lufkę do nosa a skończyło na wstrzykiwaniu go sobie w żyłę. Imprezy wakacyjne były przesiąknięte alkoholem i używkami. Carmen nawet nie wiedziała w jak bardzo niebezpieczny nałóg dała się wciągnąć swojemu ukochanemu.
- Przepraszam, że mowie ci o tym dopiero teraz, ale musisz mi oddać pieniądze za te proszki.
-Mówiłeś że to za darmo...
- Wiesz pierwsze kilka razy owszem, ale to trwa już 3 miesiące nie mogę Ci tego dawać za darmo non-stop.
- Ile mam Ci zwrócić?
- Narazie niech będzie 300 dolców, oddasz mi je za tydzień.
- Skąd ja wezmę tę kasę, co?
-Pożycz od brata. - mruknął.
- Nie mogę mu powiedzieć, po co mi tyle kasy. - odparła patrząc na niego wymownie.
- Too możemy to zalatwic w przyjemniejszy sposób. - szepnął podchodząc do niej. Odgarnął jej włosy z twarzy przykuwając do ściany szkolnego budynku.
- Zwariowałeś?! Mam się z Tobą przespać żeby nie oddawać ci pieniędzy? Sam mówiłeś, że nie możesz tego zrobić Chrisowi..
- Sytuacja uległa zmianie...zrobimy to i zapominamy o pieniądzach.
- Nie. Oddam Ci je. Bądź tutaj za tydzień o tej samej godzinie. - mruknęła, po czym odeszła w stronę swojego domu nawet się za siebie nie oglądając.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
Rodzice już spali, brat również. 200 dolców po prostu ukradła z pomocą kumpli Briana. Nikt się narazie nie zorientował. Pozostało wziąć pieniądze z portfela rodziców.
- To tylko 1/3 pieniędzy. Dam rade. - mruknęła wychodząc z pokoju i weszła do kuchni, gdzie na blacie stołu leżała torebka jej mamy. Wyciągnęła delikatnie portfel, nerwowo reagując na każdy szelest i skrzypniecie dochodzące z ciemnych zakamarków domu, wyciągnęła 80 dolarów. Zaklęła pod nosem. Potrzebowała jeszcze dwudziestu. Schowała pieniądze do kieszeni i z tą niecałą suma wybiegła z domu w stronę parku, w którym umówiła się na spotkanie z chłopakiem.
- Co tak długo? - odezwał się męski głos, gdy ta biegła w jego stronę. Zatrzymała się zdyszana starając się wyrównać oddech. - Chyba powiedziałem 300? Nie mam zamiaru dawać Ci towaru na raty, co ja jestem sklep ze sprzetem AGD?! - krzyknął po przeliczeniu pieniędzy, gdzie kwota nie zgadzała.
- Okradłam sklep, swoja własną matkę, żeby tylko oddać Ci te pieniądze i biegłam tu na złamanie karku. Więc teraz nie wypominaj mi, że jeszcze ilość pieniędzy Ci nie pasuje.
- Carmen, Carmen, Carmen... - powiedział cicho patrząc na jej oczy. - Masz. - podał jej butelkę z woda mineralną. - Na pewno bardzo się zmęczyłaś. - dodał i patrzył na nią jak duszkiem wypija wodę do ostatniej kropli. Uśmiechnął się z satysfakcją i wyciągnął woreczek z białym proszkiem. - Może przegiąłem. To dla Ciebie. Ale za to do następnego tygodnia masz mi dać 50 dolarów. - powiedział zamykając w jej dłoni mały pakunek. Uśmiechnęła się, jak dziecko które cieszy się na otrzymanie prezentu o świętego mikołaja. Pożegnała się dość szybko, ale gdy odeszła dość spory kawałek od niego zemdlała.
Była 4 rano rozwidniało się. Wschód słońca i pierwsze odgłosy ożywającej aglomeracji miejsce obudziły ją. Otworzyła oczy. Nie mogla uwierzyć w to gdzie się teraz znajduje. Leżała za krzakami w parku, obdarta z ubrań, kolana miała obtarte tak samo jak i łokcie. Włosy w nieładzie a z pojedynczych zadrapań sączyły się jeszcze krople krwi. Patrzyła na swoje ciało z przerażeniem. Czuła ból. Nie ten fizyczny, tyko ten psychiczny. Oddala pieniądze, napiła się tej wody potem wracała i nagle budzi się tutaj? Coś było nie tak. Wiedziała ze to sprawka tego chłopaka. Sprawdziła kieszenie, był w nich towar, który od niego dostała. Widząc, że droga w kierunku domu jest dość opustoszała ruszyła do niego szybko. Spotkała parę nieznajomych ludzi, którzy patrzyli na nią z politowaniem kręcąc z niedowierzaniem głowami. W końcu dotarła do domu. Zamknęła drzwi i zsunęła się po nich. Załkała gorzko chowając twarz w dłoniach. Rodzice jeszcze spali, Chris albo wrócił po imprezie, albo został u kolegów. Powoli, czując ból w okolicach pachwin weszła na gore do swojego pokoju i zamknęła drzwi delikatnie nie przekręcając kluczyka. Weszła do swojej łazienki i rozebrała całkiem. Widziała swoje brudne i zniszczone przez ostre gałęzie ciało. Skóra była podrażniona. Najbardziej przeraził ją widok zaschniętej już krwi w okolicach krocza. Prawie krzyknęła, lecz powstrzymała się zasłaniając sobie usta dłońmi. Wyszła z łazienki i rzuciła na łóżko. Z szafki obok wyciągnęła mala strzykawkę. Poszła do łazienki i wsypała do niej proszek od Briana oraz odrobinkę wody, by go rozpuścić. Wróciła na łóżko. Gdy przyłożyła sobie igle do żyły w łokciu, poczuła nagle jak ktoś wyrywa jej ja z reki.
- Zwariowałaś?! To on Cie do tego wpakował?! Gdzieś Ty była przez pol nocy?! Szukałem Cię po całej okolicy. - krzyczał w jej stronę, a ona zamiast w jakikolwiek sposób się bronic patrzyła na niego szklanymi od łez oczami.
- On mnie chyba... - zaczęła i przełknęła ślinę. - Chris..Brian mnie chyba zgwałcił. - powiedziała i zaniosła się płaczem, tak mocno, że nawet bycie w objęciach brata nie potrafił jej uspokoić.
- Byłaś z nim w nocy? - spytał cicho.
- Tak, miałam mu oddać pieniądze za towar i potem jak odchodziłam chyba straciłam przytomność, a jakieś pol godziny temu ocknęłam się w parku... - powiedziała podciągając nosem i przecierając oczy od łez.
- Zapierdole skurwysyna, zapierdole go. - powiedział cicho. - Ile tych pieniędzy chciał i skąd je miałaś.
-Chciał 300 dolców, dałam mu 280...ukradłam je, 200 ze sklepu, a 80 wzięłam mamie z portfela. Nie chciałam, by ktoś wiedział. -odsunął ja od siebie.
- Musisz to zgłosić na policji. Przyznasz się do tego że ukradłaś pieniądze, masz 15 lat nic Ci nie zrobią, on będzie za to skończony. - przytaknęła mu i przetarła piekące od łez oczy. Wyszedł, by ona mogla się wykąpać.
PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ
- Za gwałt na nieletniej z użyciem środków odurzających oraz handel narkotykami skazuję Briana Knoxa na 16 lat pozbawienia wolności. Natomiast Carmen Rutherford, za kradzież pieniędzy, spowodowaną braniem narkotyków skazuję na roczny pobyt w zakładzie odwykowo-poprawczym na okres jednego roku. - wyrok w sprawie gwałtu i tego co robił Brian został orzeczony i nic nie mógł z tym zrobić. Carmen miała spędzić rok w zakładzie. Miało pomoc, a jak się skończy?
JEST, JEST, JEST !!! Cudownie, że się zdecydowałaś dodać to opowiadanie, kocham <3 Ciężko po prologu coś wywnioskować, młoda dziewczyna z problemami, której los zostawił ranę do końca życia. Przykre to, bo takie sytuacje wywierają na ludziach ogromny wpływ, postrzeganie całego świata zmienia się diametralnie. Ciekawa jestem jak wpłynie na nią pobyt w zakładzie i jak dojdzie do spotkania pana Leto. Czekam z niecierpliwością tak tu jak i na Mikaelson'ach ;P
OdpowiedzUsuńBuźkaaa i sorki, że dopiero teraz komentuje :***