środa, 3 czerwca 2015

Part 2 "Attack"

Witajcie, oto drga część opowiadania, chyba odrobinę dłusza ;) nie mam nic do dodania prócz tego ze zapraszam do czytania i komentownia. 
Pozdrawiam,
Female Robbery

Carmen czekała właśnie na taksówkę która miała zawieźć ją pod hotel Hilton, gdzie miała spotkać się z zespołem i ich menadżerem. Obawiała się tego spotkania. Zespół o międzynarodowej sławie dostał jej portfolio, a menadżer chciał się z nią spotkać. Oczywiście wyszła z założenia, że będzie jednym z wielu fotografów na tym spotkaniu. Nie miała wiec zamiaru walczyć o miejsce jakby miało to być jakoś najważniejsze w jej życiu. Nie. Postanowiła, że nie pozwoli stawiać sobie warunków, tylko to ona jej postawi. Skoro spodobały im się jej zdjęcia, to oznacza to że właśnie takich zdjęć chcą, jeśli będzie inaczej odmówi.
Wysiadła przed hotelem. Włosy wyprostowała i związała w koński ogon, ubrała czarne rurki i do tego czarną koszulkę z nadrukiem oversize, która odsłaniała jej jedno ramię i białe conversy. Poprawiła torebkę na ramieniu i zapaliła jeszcze papierosa widząc na zegarku że ma jeszcze 10 minut. Kiedy zaciągała się po raz kolejny dymem usłyszała dźwięk telefonu.
- Hej, i jak tam dojechałaś? – spytała podekscytowanym głosem Emily.
- Stoję jeszcze przed hotelem. – mówiła spokojnie rozglądając się uważnie. – Chciałabym mieć już to z głowy.
- Jak ja bardzo bym chciała być na Twoim miejscu…a tak zostaje mi staż w pieprzonej gazecie. – mówiła niezadowolona. – Car! Musisz mi załatwić autograf od nich.
- Emily jeszcze nawet ich nie poznałam. Nie wjadę tam jak rozwrzeszczana nastolatka podjadana spotkaniem ze swoimi idolami. Przecież nawet nie słucham ich jako tako.
- Własnie i to może zadziałać na plus. Wiesz, nie zdążyłam Ci powiedzieć, ale przeglądałam w nocy Internet i np. Jared do interesów lubi dobierać do pracy ludzi którzy nie przychodzą pracować dlatego bo jest aktorem ogólnoświatowej sławy, i żeby potem moc wpisać w CV z kim niby to nie pracowali, woli takie chłodne podejście, wiesz o co chodzi… - Carmen mimowolnie zaśmiała się.
- Jeszcze tam nie weszłam, nie rozmawiałam z nim tylko z menedżerem, pewnie on wszystkim kieruje, chyba menedżer wie lepiej, dlatego to menedżer.
- Och, ale to oni go zatrudniają, co nie? No dobra, kończę bo powinnaś już tam wejść. Czekam na Ciebie z jakimś super dobrym winem. Pa – pożegnała się ze swoją przyjaciółką i po gaszeniu podeszwą papierosa weszła do budynku. W recepcji podpytała gdzie znajduje się restauracja hotelowa i że miała spotkać się tam z Jerrym Hilfigerem, braćmi Leto i Tomem Milcevicem.
Gdy weszła na salę restauracji widziała pełno ludzi, prawie każdy stolik był okupowany przez gości hotelu. Nim zdążyła zauważyć stolik zespołu, usłyszała znajomy głos. Był to menedżer zespołu, z którym rozmawiali.
- Carmen Rutherford. – bardziej oznajmił i podał jej rękę. – Jerry Hilfiger, zapraszam chłopcy już na Panią czekają. – uśmiechnął się zachęcająco i poprowadził do stolika. – Chłopcy poznajcie, to jest Carmen Rutherford, której portfolio nam przesłano, osobiście widziałem jej wystawę i przyznaję że w rzeczywistości jest jeszcze lepiej.
- Ja jestem Jared, to mój brat Shannon a to jest Tomo. – wokalista przedstawił wszystkich po kolei, gdzie każdy z nich podał jej rękę.
- Carmen, ale możecie mi mówić Car. – starała się wypaść jak najswobodniej, ale bała się tego, że jest ich aż czworo i nie ma nikogo więcej. – Sądziłam, ze ktoś więcej tutaj będzie, chodzi mi o to że ktoś więcej niż tylko ja, którą chcecie poznać.
- Na Twoje nieszczęście tylko Twoje portfolio nam się spodobało. – uśmiechnął się Shannon. Carmen czuła jak jej policzki robią się czerwone.
- Dziękuje. – zdążyła wydukać.  Kiedy przyszedł kelner zamówiła sobie tylko szklankę wody i sałatkę grecką. Zaczęli rozmawiać o przyziemnych rzeczach, pytać o jej studia, o jej pasje fotografii, ona pytać o muzykę i aktorstwo, aż w końcu zeszli na temat samej pracy.
- Jeśli chodzi o to dlaczego akurat na Ciebie się zdecydowaliśmy, chodzi o to, że poszukujemy kogoś nowego, kto pomógłby nam zrobić dobre zdjęcia byśmy mogli zrobić dobrą promocję nowego albumu chłopaków. Chodzi o sesję zdjęciową na okładkę płyty i parę zdjęć do wewnątrz.
- Sesja? Nie znam się na tym. – odparła zgodnie z prawdą popijając wodę.
- Jesteś młodym fotografem, ale z pewnością dasz sobie radę. Zdjęcia mogą być czarno-białe, ale też potrzebujemy kilku kolorowych, i zdecydowanie chodzi o pracę w studio.
- Przykro mi, ale nie mogę iść na taki układ. – Jerry patrzyła nią zdezorientowany.
- Twoje portfolio jest na tyle dobre by Cię zatrudnić, ale nie jesteś na tyle rozchwytywanym fotografem byśmy o Ciebie zabiegali. – powiedział z przekąsem.
- Rozumiem, pewnie o to Wam chodziło. Niestety jeśli macie na tyle kandydatów nowicjuszy zaproście ich, na pewno się zgodzą. Ja robię jedynie takie fotografie jakie są w portfolio i jakie Pan widział na wernisażu. – odparła. – Przepraszam. – mruknęła i wyszła najpierw do toalety a potem na taras hotelu gdzie można było zapalić.
Wcale nie tak wyobrażała sobie to spotkanie, co bardziej ją ciekawiło to, że sami członkowie zespołu się wcale nie odzywali, dziwiło ją to, bo przecież to ich płyta, ich okładka, ich wszystko. Domyślała się że dojście do porozumienia będzie trudne i raczej nic z tego nie będzie, ale jakoś fakt, że mogłoby się jej udać wybić i zarobić na tym co sprawiło że wykonywała takie a nie inne zdjęcia, był miły w odczuciu.
- Jerry jest zbyt zawzięty nie zwracaj na niego uwagi. – usłyszała za plecami niski głos. – Masz ognia? – wyciągnęła zapalniczkę w kierunku Shannona.
- Sadziłam, że to on pracuje dla Was nie odwrotnie. – odparła chowając zapalniczkę z powrotem do kieszeni spodni.
- Bo tak jest. – westchnął i wypuścił dym z płuc. – Jared własnie o Tobie dyskutuje, ja przyszedłem sprawdzić czy nie chciałaś uskutecznić angielskiego wyjścia.
- Aż tak źle wychowana nie jestem. – uśmiechnęła się z przekąsem.
- Jasne. – odparł krótko. – A tak poważnie, kompletnie nie jesteś w stanie pracowac na zwykłej sesji zdjęciowej?
- Nie robię pozowanych zdjęć, są sztuczne. – wzruszyła ramionami. – Może i jestem nikim jeśli chodzi o fotografię, ale nie mam zamiaru ustępować  i zrobić z siebie maszynkę do robienia zdjęć pod czyjeś dyktando tylko dlatego, że za to płaci. – dodała. Shannon popatrzył na nią z dziwnym uśmiechem. – Co? – spytała.
- Mała buntowniczka, mnie przekonałaś. – powiedział uśmiechem. – Wrócisz ze mną? Inaczej Jay mnie zabije, że pozwoliłem Ci wyjść bez pożegnania. – Carmen pokiwała głowa i wróciła do restauracji.
- Chyba żartujesz Jared…Nie, tak nie możemy zrobić. – usłyszeli podchodząc do stolika. – Pani Rutherford, niestety z mojej strony jeśli Pani nie chce współpracować w sposób przeze mnie przedstawiony jestem zmuszony zakończyć nasze spotkanie. Zawsze Pan robi tak, by było po Pana myśli? – spytała nawet nie siadając z powrotem.
– Akurat rozmawiałam z jednym z członków zespołu i byliśmy zgodni co do kwestii tego kto dla kogo pracuje, jednakże jeśli drugi Pan Leto i Pan Milcevic podzielają pańskie zdanie, faktycznie nic tu po mnie. Dziękuję za spotkanie, mam nadzieje że znajdziecie fotografa na miarę Waszych możliwości, z jakiegoś brukowca na przykład. Do widzenia. – powiedziała prawie na jednym wydechu i odeszła od stolika zostawiając ich samych
.

Siedziała w mieszkaniu nad kubkiem gorącej czekolady. Żałowała tego wyjścia na spotkanie. Nie sądziła, że to co ona ma do zaoferowania będzie negowane i wykorzystywane w celach czysto komercyjnych. Od kilku lat przestawała poddawać się działaniom innych i kiedy tylko mogła coś wyegzekwować robiła to. Z tył jej głowy były schowane najczarniejsze wspomnienia nastolatki i od tamtej pory robiła wszystko, by być w stanie panować nad swoim życiem. Fotografia była na początku formą terapii, nosiła ze sobą aparat robiła zdjęcia i potem opowiadała na spotkaniach z psychiatrą, dlaczego te a nie inne. Psychiatra miał to do siebie, że uważał to za zły czynnik, kiedy jej fotografie były raczej pesymistyczne i przytłaczające, kiedy jednak do jej zdjęć dorwała się Emily kazała jej wysłać zgłoszenie na studia. I udało się. Carmen Rutherford została jedną ze studentek na wydziale mediów w instytucie fotografii. Jej całkiem odmienne postrzeganie rzeczywistości podobało się wielu wykładowcom toteż na ukończenie miała zaprezentować wystawę. Mimo koszmaru zaczęła odnosić sukcesy, dlatego też postanowiła nie dać sobą w żaden sposób manipulować. Trzeba brnąć do przodu, brać pełnymi garściami, a przede wszystkim nie zakochiwać się.
Kiwnęła sama do siebie głową przypominając sobie to wszystko. Kiedy przymknęła oczy z zamyśleń wyrwał ją dźwięk telefonu.
-   Słucham? - spytała lekko zachrypniętym głosem.
-  Carmen Rutherford?
-  Tak. - odparła i zmarszczyła brwi. - O co chodzi?
- Z tej strony Jared Leto, wiem jak wyglądała nasza rozmowa, ale chciałbym się z Tobą jeszcze raz w tej sprawie zobaczyć.
-   Myślę, że wszystko sobie wyjaśniliśmy i doszliśmy do porozumienia, że nasza współpraca nie ma prawa bytu. - odpowiedziała oschle. Po drugiej stronie słuchawki usłyszała westchnięcie.
-  Tak. Ale chciałbym się spotkać ja sam i to jeszcze przedyskutować. Wiem, że rozmawiałaś z Shannonem, dlatego chciałbym byś dała nam jeszcze jedną szansę.
-  Ja...
-  Będę czekał przed hotelem o 20. Nie spóźnij się. - powiedział i szybko się rozłączył. Carmen patrzyła oniemiała na telefon i nie wiedziała kompletnie co zrobić, kiedy dobiegł ją głos przyjaciółki.
- Carmen?!
- Jestem w pokoju. - odparła, Emily weszła i opadła bez sił na łóżko, kładąc głowę na kolanach czerwonowłosej. 
- Jak spotkanie? - Carmen wzruszyła ramionami.
- Nie mnie szukają, chcą jakiegoś fotografa co zrobi im piękne zdjęcia na okładkę albumu. - Emily już otwierała usta. - Nie. Wiesz jak mnie to zawsze wkurzało, poza tym robienie zdjęć od czyjeś dyktando ani tyle mnie nie interesuje.
- Okej. - odparła unosząc ręce w obronnym geście. - Powiedz mi więc co to miałaś za minę, bo miałaś i to nie tęgą. Rodzice?
- Nie...Dzwonił do mnie przed chwilą pan Leto z prośbą o spotkanie, bo mimo wszystko chce mnie namówić do współpracy.
- Czyli jednak ich zainteresowałaś.
- Jego może, ale nie jego menedżera. - odparła szczerząc zęby w sztucznym uśmiechu.
- No ale to im robisz zdjęcia nie menedżerowi. Kiedy to spotkanie?
- Dzisiaj, 20 pod Hiltonem.
- Dochodzi 18 więc rusz ten tyłek i zabieraj się za siebie. 

2 komentarze:

  1. Heyo :*
    Ale paskuda ten Jerry, nie lubię go ! Nie można mówić artystą jak mają tworzyć, bardzo dobrze, że Carmen sprzeciwiła mu się i postawiła na swoim. Shann jak zwykle przesympatyczny, a Jaredowi pewnie się spodobało to, że Car jest pewna siebie i dlatego zadzwonił :D Zobaczymy co z tego wyniknie, jestem pewna, że ją przyjmą, ale co potem?:D Czekam z niecierpliwością i zapraszam na Starbucks Lovers ! :)
    Buźka :****

    OdpowiedzUsuń
  2. no coś w tym mimo wszystko jest co piszesz :D ogólnie to opowiadanie pisane jest od nowa więc na bieżąco domyślam wszystko dlatego tak wolno cokolwiek tutaj dodaję, tamta wersja poszła do kosza bo zbyt pięknie ładnie było :D

    OdpowiedzUsuń